Rozpoczęliśmy
filmem, który w krótki sposób przedstawił 70 lat historii naszego Ruchu. Początki
Ruchu na świecie i w Polsce przybliżyły nam sylwetki Marco z Włoch i Zosi
Stąpor z Polski.
I narodziła się pierwsza wspólnota trydencka…..
Opowiada
Marco z Trydentu, pierwszy focolarino: Kiedy
zaraz po wojnie poznałem tę duchowość, znalazłem się w grupie kilkunastu
mężczyzn, którzy zaczęli się spotykać, aby wspólnie żyć tym nowym duchem. Część
żeńska rozpoczęła już podczas wojny, a zwłaszcza po wojnie, tak że w różnych
miejscowościach regionu trydenckiego żyły już wspólnoty. Nie pamiętam liczby,
ale na pewno było ich wiele.
[…] Pamiętam,
że gdy spotykaliśmy się w słynnej „Sali Massaia” w Trydencie, aby słuchać płomiennych przemówień
Chiary, którymi karmiła ona całą wspólnotę, tak bardzo byliśmy stłoczeni, że
kilku z nas musiało stać. Nie było już miejsca.
W sercu Chiary jednak kryło się
pewne marzenie: patrząc z okna swego domu, z którego widziało się cały Trydent,
pragnęła rozwiązać problem społeczny tego miasta. Ale wtedy nie mieliśmy
sił. I oto w grudniu 1947 Chiara zwołała nas wszystkich
do sali Kardynała Massaia, by zakomunikować nam wielką nowość. Nie mogła
jeszcze myśleć o samym Trydencie, miała jednak pewną inspirację. Spostrzegła,
że wewnątrz naszej wspólnoty żyły osoby zmuszone do borykania się z wielkimi
ograniczeniami finansowymi. Dla Chiary było to nie do pomyślenia. Myśląc o
pierwszych wspólnotach chrześcijańskich powstałych w Jerozolimie w początkach
Kościoła, gdzie – jak podają Dzieje Apostolskie – „wszystko było wspólne i nie było wśród nich potrzebujących” Chiara
postanowiła zapisać kilka punktów, aby nam wszystkim tworzącym tę pierwszą
wspólnotę trydencką powiedzieć o wspólnocie dóbr, rzucić jej wyzwanie. Podobne
i niepodobne do tamtego, skierowanego do
pierwszych chrześcijan. I rzeczywiście, choć dla osiągnięcia tego samego celu,
nie żądała, aby każdy sprzedał wszystko, co ma i przyniósł do wspólnoty, lecz
aby każdy z tego, co posiadał, wyzbył się czegoś bez szkody dla siebie i
swoich „ewangelicznych”
potrzeb.
Każdy
przynosił to, co miał w nadmiarze, zwłaszcza pieniądze, i wielu zobowiązywało
się oddawać co miesiąc stałą, określoną przez siebie sumę.
Wyznaczona
przez Chiarę fokolarina z otrzymanych pieniędzy miała co miesiąc, w tajemnicy,
pomagać rodzinom i ubogim wspólnotom, spełniając to delikatne zadanie z całą
miłością i dyskrecją.
Patrząc na nasz świat Chiara
mówiła: „Wydaje się, że to niemożliwe w dniu dzisiejszym, w tak egoistycznym i
skąpym świecie… a przecież tak jest. Wzruszeni i wdzięczni w obliczu tych
faktów, wołamy: „Miłość to Bóg! A Bóg jest wszechmocny”.
Gdyby wszyscy ludzie kszałtowani
byli w duchu jedności i miłosierdzia (które nie jest zwykłą jałmużną, ale
całkowitym poddaniem się woli Bożej) wszyscy znaleźliby coś do podarowania.
Zanim jednak poprosimy te osoby o ich własność, powinniśmy kształtować ich
serca, gdyż – w odróżnieniu od pierwszych chrześcijan – króluje w nich za
bardzo duch świata, a ich panem jest obojętność i brak jedności.
Jedynie solidna i głęboka
formacja ewangeliczna jest w stanie ożywiać w społeczeństwie braterską miłość.
Tak będzie z pewnością wśród nas, bo dopóki jesteśmy zjednoczeni, Chrystus jest
między nami, a wszystko, co On buduje, przetrwa”.
Chiara co
tydzień, a później co piętnaście dni, pisała komentarz do jednego zdania
Ewangelii, którym staraliśmy się żyć, a przede wszystkim dzielić się
doświadczeniami z tego, co przeżyliśmy. W ten sposób zmieniało się nasze życie,
a nasz sposób myślenia stawał się coraz bardziej zgodny z życiem Jezusa.
Czuliśmy potrzebę, by stawać się żywą Ewangelią.
Tymczasem wiadomości krążyły i to
nie tylko w miejscach odwiedzanych wcześniej przez fokolariny, ale i poza
Trydentem, i nasza rodzina powiększała się.
W roku 1949 z Mediolanu, z
Turynu, zaczynali przybywać młodzi, którzy chcieli poznać to nowe życie.
Uderzała ich gościnność ofiarowana przez nasze rodziny.
W ten sposób duchowość ta rozszerzyła się najpierw
w północnych Włoszech, a potem wszędzie, tworząc jedną rodzinę żyjącą jedynym i
konkretnym ideałem: „Aby wszyscy stanowili
jedno”.
O Zosi
Stąpor, jednej z pierwszych osób, która
nie tylko usłyszała o Ruchu Focolari ale z pasją zaczęła przekazywać go innym.
Zosia
poznała duchowość Dzieła poprzez profesor Janinę Bieniarzówną. Profesor Bieniarzówna zachwycona spotkaniem w NRD ludzi z Ruchu Fokolare,
namówiła Zosię na wyjazd do Niemiec na 3 tygodnie (zorganizowała jej ten
wyjazd), aby osobiście doświadczyła tego
zachwytu ze spotkania tych osób. Zosia pojechała ze względu na Janeczkę, ale
oświadczyła że nie wytrzyma trzech tygodni, wraca po trzech dniach. Wróciła po 3 tygodniach niesamowicie
zachwycona. Była pod wrażeniem spotkanych tam
ludzi, ich wspólnego bycia mimo
różnorodności wieku, stanu, zawodu,
dzielenia się doświadczeniami z życia
Ewangelią.”
Sama Zosia w
książce Dziękuję Ci Boże, że jestem tak
pisze o poznaniu Ruchu: „Rok 1966 […]
jest to rok, w którym dzięki wyjazdowi do Niemieckiej Republiki Demokratycznej
poznałam Ruch Focolari. […] Znalazłszy klucz do rozwiązywania osobistych
problemów i przekonana o możliwości wyzwalania na tej drodze energii tkwiących
w Kościele, czułam nieprzepartą potrzebę
i jakby ciążący obowiązek podzielenia się tym moim „odkryciem” z
bliskimi”.
Po powrocie
z Niemiec Zosia zapraszała swoich bliskich i znajomych do siebie, aby im
przekazać swoje wrażenia ze spotkania z
Ruchem. Jej znajomi organizowali spotkania u siebie i zapraszali
Zosię aby im mówiła o Ruchu. Bardzo długo
była punktem centralnym wszystkiego co się działo w Ruchu w Polsce. Do niej
przyjeżdżali wszyscy którzy usłyszeli że od niej można coś usłyszeć o Dziele.
Ojciec Piotr Rostworowski żartował, że
on do Zosi przyjeżdża „ad limina” (co Zosię trochę krępowało). Ona z Jerzym Ciesielskim organizowała pierwsze
Mariapoli w Zakopanym. Razem z
Janiną Bieniarzówną poszły do biskupa Karola Wojtyły przedstawić mu ten nowy
prąd w Kościele. Zachęcił je wówczas by szły dalej i prosił, aby mu od czasu do
czasu mówiły „jak idzie”. W tym czasie
w Polsce w kilku miastach były już osoby, które na różne sposoby (zagraniczne
stypendia naukowe, wyjazdy służbowe) poznały Ruch Focolari. Zosia z Jerzym
Ciesielskim razem z kilkoma z nich dała swój wkład w pierwsze Mariapoli w
Polsce w 1969 roku w Zakopanem. Od samego
początku mieszkanie Zosi, zawsze otwarte, usytuowane w centrum Krakowa, było
stałym miejscem różnych spotkań. Chętnie służyła swoimi umiejętnościami
językowymi – przy korekcie tłumaczonych tekstów czy przy wydawaniu do druku
pierwszych książek z rozważaniami Chiary Lubich. W czasach komunistycznych
często przepisywała Słowa Życia na maszynie do pisania a jej miejsce pracy – w
Polskiej Akademii Nauk, w centrum Krakowa, było „dogodnym punktem kolportażu”.
Zosia bardzo
włączała się w działalność Kościoła jako świecka, jednocześnie udzielała
się też bardzo ludziom. W ostatnich latach nie mogąc się już
czynnie zaangażować, była zawsze bardzo bliska spraw Dzieła i Kościoła
wspierając je modlitwą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz