2018

Zembrzyce, 29 lipca - 5 sierpnia 2018


poniedziałek, 21 lipca 2014

MARIAPOLI ZEMBRZYCE 2014

Już po raz czwarty Zembrzyce goszczą nas na dorocznym Mariapoli Wakacje. W ten gorący lipcowy dzień z różnych stron Polski i nie tylko, przyjechało ponad 370 uczestników. Tworzymy jedną wielką rodzinę od niemowląt po seniorów. Naszą przygodę jedności rozpoczynamy pod hasłem: „Po tym poznają …” (por. J 13,35). Równolegle z głównym Mariapoli odbywają swoje rekolekcje dwie grupy młodzieży w wieku 13 do 17 lat. Dziewczęta rozlokowały się na Polanie III, a chłopcy w namiotach na Polanie I.
Rozpoczęliśmy filmem, który w krótki sposób przedstawił 70 lat historii naszego Ruchu. Początki Ruchu na świecie i w Polsce przybliżyły nam sylwetki Marco z Włoch i Zosi Stąpor z Polski.


 I narodziła się pierwsza wspólnota trydencka…..


Opowiada Marco z Trydentu, pierwszy focolarino: Kiedy zaraz po wojnie poznałem tę duchowość, znalazłem się w grupie kilkunastu mężczyzn, którzy zaczęli się spotykać, aby wspólnie żyć tym nowym duchem. Część żeńska rozpoczęła już podczas wojny, a zwłaszcza po wojnie, tak że w różnych miejscowościach regionu trydenckiego żyły już wspólnoty. Nie pamiętam liczby, ale na pewno było ich wiele.
[…] Pamiętam, że gdy spotykaliśmy się w słynnej „Sali Massaia” w  Trydencie, aby słuchać płomiennych przemówień Chiary, którymi karmiła ona całą wspólnotę, tak bardzo byliśmy stłoczeni, że kilku z nas musiało stać. Nie było już miejsca.
               W sercu Chiary jednak kryło się pewne marzenie: patrząc z okna swego domu, z którego widziało się cały Trydent, pragnęła rozwiązać problem społeczny tego miasta. Ale wtedy nie mieliśmy sił. I oto w grudniu 1947 Chiara zwołała nas wszystkich do sali Kardynała Massaia, by zakomunikować nam wielką nowość. Nie mogła jeszcze myśleć o samym Trydencie, miała jednak pewną inspirację. Spostrzegła, że wewnątrz naszej wspólnoty żyły osoby zmuszone do borykania się z wielkimi ograniczeniami finansowymi. Dla Chiary było to nie do pomyślenia. Myśląc o pierwszych wspólnotach chrześcijańskich powstałych w Jerozolimie w początkach Kościoła, gdzie – jak podają Dzieje Apostolskie – „wszystko było wspólne i nie było wśród nich potrzebujących” Chiara postanowiła zapisać kilka punktów, aby nam wszystkim tworzącym tę pierwszą wspólnotę trydencką powiedzieć o wspólnocie dóbr, rzucić jej wyzwanie. Podobne i niepodobne do tamtego, skierowanego  do pierwszych chrześcijan. I rzeczywiście, choć dla osiągnięcia tego samego celu, nie żądała, aby każdy sprzedał wszystko, co ma i przyniósł do wspólnoty, lecz aby każdy z tego, co posiadał, wyzbył się czegoś bez szkody dla siebie i swoich  ewangelicznych” potrzeb.    
Każdy przynosił to, co miał w nadmiarze, zwłaszcza pieniądze, i wielu zobowiązywało się oddawać co miesiąc stałą, określoną przez siebie sumę.
Wyznaczona przez Chiarę fokolarina z otrzymanych pieniędzy miała co miesiąc, w tajemnicy, pomagać rodzinom i ubogim wspólnotom, spełniając to delikatne zadanie z całą miłością i dyskrecją.
               Patrząc na nasz świat Chiara mówiła: „Wydaje się, że to niemożliwe w dniu dzisiejszym, w tak egoistycznym i skąpym świecie… a przecież tak jest. Wzruszeni i wdzięczni w obliczu tych faktów, wołamy: „Miłość to Bóg! A Bóg jest wszechmocny”. 
               Gdyby wszyscy ludzie kszałtowani byli w duchu jedności i miłosierdzia (które nie jest zwykłą jałmużną, ale całkowitym poddaniem się woli Bożej) wszyscy znaleźliby coś do podarowania. Zanim jednak poprosimy te osoby o ich własność, powinniśmy kształtować ich serca, gdyż – w odróżnieniu od pierwszych chrześcijan – króluje w nich za bardzo duch świata, a ich panem jest obojętność i  brak jedności. 
               Jedynie solidna i głęboka formacja ewangeliczna jest w stanie ożywiać w społeczeństwie braterską miłość. Tak będzie z pewnością wśród nas, bo dopóki jesteśmy zjednoczeni, Chrystus jest między nami, a wszystko, co On buduje, przetrwa”.
Chiara co tydzień, a później co piętnaście dni, pisała komentarz do jednego zdania Ewangelii, którym staraliśmy się żyć, a przede wszystkim dzielić się doświadczeniami z tego, co przeżyliśmy. W ten sposób zmieniało się nasze życie, a nasz sposób myślenia stawał się coraz bardziej zgodny z życiem Jezusa. Czuliśmy potrzebę, by stawać się żywą Ewangelią.  
               Tymczasem wiadomości krążyły i to nie tylko w miejscach odwiedzanych wcześniej przez fokolariny, ale i poza Trydentem, i nasza rodzina powiększała się. 
               W roku 1949 z Mediolanu, z Turynu, zaczynali przybywać młodzi, którzy chcieli poznać to nowe życie. Uderzała ich gościnność ofiarowana przez nasze rodziny. 
W ten  sposób duchowość ta rozszerzyła się najpierw w północnych Włoszech, a potem wszędzie, tworząc jedną rodzinę żyjącą jedynym i konkretnym ideałem: „Aby wszyscy stanowili  jedno”.

O Zosi Stąpor,  jednej z pierwszych osób, która nie tylko usłyszała o Ruchu Focolari ale z pasją zaczęła przekazywać go innym.
Zosia poznała duchowość Dzieła poprzez profesor Janinę Bieniarzówną.   Profesor Bieniarzówna zachwycona  spotkaniem w NRD ludzi z Ruchu  Fokolare,   namówiła Zosię na wyjazd do Niemiec na 3 tygodnie (zorganizowała jej ten wyjazd), aby osobiście doświadczyła  tego zachwytu  ze spotkania tych osób.  Zosia pojechała ze względu na Janeczkę, ale oświadczyła że nie wytrzyma trzech tygodni, wraca po  trzech dniach.  Wróciła po 3 tygodniach niesamowicie zachwycona. Była pod wrażeniem spotkanych tam  ludzi, ich wspólnego bycia  mimo różnorodności wieku,   stanu,  zawodu,  dzielenia się doświadczeniami z życia  Ewangelią.”
Sama Zosia w książce Dziękuję Ci Boże, że jestem tak pisze o poznaniu Ruchu: „Rok 1966 […] jest to rok, w którym dzięki wyjazdowi do Niemieckiej Republiki Demokratycznej poznałam Ruch Focolari. […] Znalazłszy klucz do rozwiązywania osobistych problemów i przekonana o możliwości wyzwalania na tej drodze energii tkwiących w Kościele, czułam nieprzepartą potrzebę  i jakby ciążący obowiązek podzielenia się tym moim „odkryciem” z bliskimi”.
Po powrocie z Niemiec Zosia zapraszała swoich bliskich i znajomych do siebie, aby im przekazać  swoje wrażenia ze spotkania z Ruchem.  Jej znajomi  organizowali spotkania u siebie i zapraszali Zosię aby im mówiła o Ruchu. Bardzo długo była punktem centralnym wszystkiego co się działo w Ruchu w Polsce. Do niej przyjeżdżali wszyscy którzy usłyszeli że od niej można coś usłyszeć o Dziele. Ojciec Piotr Rostworowski  żartował, że on do Zosi przyjeżdża „ad limina” (co Zosię trochę krępowało).  Ona z Jerzym Ciesielskim organizowała pierwsze Mariapoli w Zakopanym. Razem z Janiną Bieniarzówną poszły do biskupa Karola Wojtyły przedstawić mu ten nowy prąd w Kościele. Zachęcił je wówczas by szły dalej i prosił, aby mu od czasu do czasu mówiły „jak idzie”. W tym czasie w Polsce w kilku miastach były już osoby, które na różne sposoby (zagraniczne stypendia naukowe, wyjazdy służbowe) poznały Ruch Focolari. Zosia z Jerzym Ciesielskim razem z kilkoma z nich dała swój wkład w pierwsze Mariapoli w Polsce w 1969 roku w Zakopanem. Od samego początku mieszkanie Zosi, zawsze otwarte, usytuowane w centrum Krakowa, było stałym miejscem różnych spotkań. Chętnie służyła swoimi umiejętnościami językowymi – przy korekcie tłumaczonych tekstów czy przy wydawaniu do druku pierwszych książek z rozważaniami Chiary Lubich. W czasach komunistycznych często przepisywała Słowa Życia na maszynie do pisania a jej miejsce pracy – w Polskiej Akademii Nauk, w centrum Krakowa, było „dogodnym punktem kolportażu”.
Zosia bardzo włączała się w działalność Kościoła jako świecka, jednocześnie udzielała się  też bardzo  ludziom. W ostatnich latach nie mogąc się już czynnie zaangażować, była zawsze bardzo bliska spraw Dzieła i Kościoła wspierając je modlitwą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz