„Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie w
świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach!” (Mt 10,27)
Słowa te stanowią część tak zwanej
"mowy misyjnej", to znaczy zbioru pouczeń, które Jezus przekazał swoim Apostołom zanim ich
rozesłał, aby głosili "dobrą nowinę" w miasteczkach Galilei.
Jezus nawiązuje tu do
słów, które im mówił w wielu wspólnie przeżytych momentach. Posługując się językiem wyobraźni i
paradoksu chce powiedzieć, że tych skarbów mądrości nie należy trzymać w ukryciu ani zamykać w jakimś ścisłym kręgu, lecz
powinny być "głoszone na
dachach", to znaczy ukazane w pełnym świetle, i stać się udziałem
wszystkich, także najbardziej
oddalonych.
"Co mówię wam w
ciemności, powtarzajcie w świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie
na dachach!"
Z tych zdań widać,
jak ważne i konieczne jest dla Jezusa głoszenie Ewangelii.
On wie, że jedynie Jego Słowo może zbawić
świat. A więc trzeba się spieszyć. Światło i
nowe życie, które przyniósł na ziemię, są zbyt wielkim skarbem, zbyt cenną
okazją, aby godzić się na powolność czy zaniedbania.
Ale widać tu również
wyraźnie, jaki duch ma ożywiać Apostołów: powinni oni przekazywać
wszystko, co otrzymali od Jezusa, nie zatrzymując dla siebie niczego, bez
oszczędzania siebie, bez lęku czy ludzkiej przezorności; powinni to przekazywać
wszystkim bez dyskryminowania
grup, kategorii, klas społecznych, ras czy kultur. Apostołowie powinni więc
głosić Słowo Jezusa wszystkim bez żadnych różnic, z tą samą wielkodusznością, szerokością serca i zaufaniem, jakie Jezus miał
wobec nich.
"Co mówię wam w
ciemności, powtarzajcie w świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie
na dachach!"
Jak więc będziemy
żyli tym Słowem Życia? Starając się być głosicielami Ewangelii, takimi jak tego pragnie Jezus.
Szczególnie dzisiaj
Jezus wzywa nas do nowej ewangelizacji. Powinna się ona opierać na dwóch podstawowych
zasadach, których nie można pominąć: "być" i "mówić".
Trzeba przede
wszystkim głosić Słowo Jezusa poprzez nasze "być", przez nasze życie w jedności z Bogiem
przez wypełnianie Jego woli.
Mamy wiele
potwierdzeń, że świat oczekuje takiej ewangelizacji, przynajmniej jako punktu wyjścia.
Ewangelię należy
głosić nie tylko życiem, lecz także słowem. Trzeba rozszerzać wokół nas myśl
Jezusa, całą myśl Jezusa, nie zatrzymując niczego dla siebie. Powinniśmy mówić
korzystając ze wszystkich środków i wszystkich okazji. Pomyślmy, jak wiele
możliwości daje nam dzień, aby przekazywać naszym bliźnim myśl Jezusa. Powinniśmy mówić
przede wszystkim
komunikując nasze doświadczenie. Kiedy mówimy, umacnia się wiara w nas i w tych, którzy nas
słuchają.
Mając więc w sercu
tylko to: "być" i "głosić na dachach" - starajmy się żyć
słowem tego miesiąca.
Chiara
Lubich
W naszym życiu...
W majowy weekend tego roku Andrzej
wspólnie z rzeszowską wspólnotą zorganizował dla powodzian z Sandomierza
wycieczkę do Warszawy i Trzcianki. Początkowo wydawało się, że nie będzie zainteresowania
choć uczestnicy mieli pokryć tylko koszt autokaru. Dlaczego nie ma chętnych na
prawie darmową wycieczkę? Dwa powody:
Powódź w 2010 roku zniszczyła nie tylko
domy ale przede wszystkim relacje międzyludzkie. Pomoc materialna oczywiście
była potrzebna tylko słabości ludzkie takie jak zazdrość, chciwość, myślenie tylko o sobie czyli brak miłości
bliźniego doprowadziła do pustyni w relacjach sąsiedzkich.
Prawie darmowy wyjazd? Co Ci ludzie od
nas chcą. Może nas będą nawracać, pouczać? Niechęć do nowych kontaktów i lęk
przed nawracaniem został zmniejszony wyjazdem, który został zorganizowany przez
Andrzeja zaraz po powodzi, kiedy byli jeszcze w szoku. W Trzciance opowiadała o
tym wyjeździe z zachwytem Ela Bidas matka trójki dzieci. Jej relacja. „Do
sióstr a co my tam przez cały czas będziemy robić? Siostry się pewnie tylko
modlą. Ku mojemu zdziwieniu siostry potrafią żartować i można z nimi o
wszystkim porozmawiać”
Tak więc opory zostały przełamane i 27
kwietnia w kierunku Warszawy wyruszył pełny autokar. Mimo spóźnienia(bagatela -
2 godziny) rodziny, u których powodzianie mieli nocować cierpliwie czekali.
W sobotę zwiedzanie Warszawy. Hanna z
wielkim sercem w jeden dzień pokazała co najciekawsze w Warszawie. Sobotni
wieczór i niedziela w Trzciance to
piękne ukoronowanie wyjazdu.
Na spotkaniu ze Słowem Życia, które
odbywają się raz na dwa miesiące w sandomierskim Caritas uczestnicy wycieczki
do Warszawy i Trzcianki dziękowali za tak piękny wyjazd i z radością dzielili
swoimi wrażeniami.
Odkryli, że są inni ludzie:
–
którzy
potrafią cierpliwie czekać, z radością witać spóźnialskich
–
którzy
potrafią być gościnni mimo trudnych warunków(przyjmujący na nocleg)
–
którzy
z ogromnym zaangażowaniem podarowali im
swój czas i wiedzę(pani Hanna)
–
którzy
są życzliwi obcym i troskliwi - szczególnie wspominali pizzę Lidzi w Trzciance,
że była pyszna i że można było dostać nawet kilka razy repetę
– którzy
z taką serdecznością podarowali(pewnie) swój cenny czas mimo tytułów i pozycji
społecznej(Max)
–
którzy
w tak ogromnej prostocie dzielą się z nimi swoim życiem(Roberto)
Cieszymy się ogromnie obecnością tych
czasami prostych ludzie(większość z nich to rolnicy), którzy na naszych oczach
odzyskują wiarę w człowieka i swój promień do Boga.
Na spotkaniu styczniowym pani Ada była
bliska załamania. Dom, który kupiła po opuszczeniu swojego po powodzi i miała w
nim już zamieszkać okazał się ruiną. A tu jeszcze niesolidni budowlańcy. „Ja
już spać nie mogę” wyżaliła się pani Ada. Na przerwie w rozmowie usłyszała
„pani Ado niech pani tak prosto powie - Panie Boże ja już nie mogę, nie daję
rady” Jakaż ogromna była moja radość i wdzięczność Bogu gdy po tygodniu w telefonie usłyszałam radosny głos pani Ady
„Pani Tereso – ja śpię”
Podarowany czas w czasie dwóch lat
spotkań ze Słowem Życia i wyjazd do Warszawy i Trzcianki owocuje narodzinami
sandomierskiej wspólnoty.
Ojciec Św zaprasza do nowej
ewangelizacji. Wydaje nam się, że kierowane jest to do biskupów i kapłanów. To
zaproszenie jest dla wszystkich.
Szkoła Nowej Ludzkości, w której
uczestniczyłam pozwoliła mi na kolejne wielkie odkrycie. Miłość społeczna.
Budowanie jedności w pracy w społeczeństwie, w instytucjach, gdzie przychodzi
nam załatwiać wiele spraw. Podchodzić do drugiego człowieka z miłością, z
szacunkiem dla jego pracy. Podczas szkoły o budowaniu relacji w instytucjach, z
urzędnikami mówił Franco. Poruszyły mnie jego słowa Miłość to klucz do
wszystkiego. Jest narzędziem do stawiania czoła każdej sytuacji.
Tydzień przed wyjazdem na szkołę
otrzymałam wezwanie do urzędu skarbowego w celu rozliczenia przychodu ze sprzedaży nieruchomości na cele
mieszkaniowe. Tuż przed wyjazdem zaniosłam przygotowane dosyć szczegółowo
rozliczenie spłaty kredytu i zestawienie
rachunków. Okazało się że jeszcze muszę donieść dokumenty własności mojego
domu. Powiedziałam, że na parę dni wyjeżdżam i umówiłam się, że brakujące dokumenty uzupełnię po powrocie.
Kiedy dziś przyszłam do urzędu pani, która sprawdza moje dokumenty od wejścia
wykazała niezadowolenie, że w dokumentach brak zgodności. Jedna z dat na zaświadczeniu i oświadczeniu
nie pokrywała się, a różny kurs franka
szwajcarskiego spowodował, że jedna z
kwot też się nie pokrywała. Ja starałam się wytłumaczyć swoją pomyłkę. Kontrolująca mnie urzędniczka coraz bardziej
się irytowała, że takich dokumentów nie może przyjąć – bo jak stwierdziła – nic
się nie zgadza i nie reagowała na moje prośby, że poprawię błędy w oświadczeniu
bo przy tylu datach i cyfrach musiałam się pomylić. Przypomniały mi się słowa
Franco. Miłość to klucz do wszystkiego. Jest narzędziem do stawiania
czoła w każdej sytuacji. Pomyślałam
aby kochać ją w jej żmudnej pracy, aby
budować relację. Przeprosiłam ją,
że swoją pomyłką dołożyłam jej pracy. Opowiedziałam jej o całej skomplikowanej
sytuacji związanej z zakupem i sprzedażą tej nieruchomości(czterech
udziałowców, dwa kredyty na jedną nieruchomość, niepokrywające się udziały w
nieruchomości i w kredytach). Powiedziałam też, że rozpoczynając tą inwestycję
nie sądziliśmy, że przysporzy to nam i innym tyle kłopotu bo my zgadzaliśmy
się. Urzędniczka z uwagą mnie wysłuchała i już uśmiechnięta powiedziała, że to
bardzo ważne by współwłaściciele się zgadzali, jednak jej zadaniem jest
sprawdzić wszystko rzetelnie. Umówiłyśmy się na następny dzień na poprawienie
błędnych dokumentów. Wyszłam szczęśliwa, że taki niewielki krok z mojej strony
by spojrzeć na pracę drugiego człowieka z miłością jest tym kluczem, o którym
mówił Franco. Dziękuję za szkołę Nowej Ludzkości.
Teresa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz